Zatęskniłam za szyciem, co tu gadać, albo pisać - ryba nie może żyć bez wody!
Uszyłam to, co najbardziej przyjemne - misia, ale nie byle jakiego, bo zaprojektowanego przez moją córcię.
Sama ci ona narysowała wybrała materiał na ciało, wstążkę na kokardkę, kolor tkaniny na buźkę, i wreszcie sama zrobiła projekt na kartce, czyli narysowała tę zniekształconą głowę z nierównymi uszami oraz grube wykrzywione nogi.
Wspólnymi siłami uszyłyśmy pierwszego misia bez twarzy - BUŹMISIA, jak to go córcia nazwała,
któremu BUŹKĘ narysować może właściciel.
Malowanie buziek wymyśliłam wczoraj, więc odkurzyłam maszynę i od razu uszyłam pierwszego osobnika.
Pomysł mi się zwyczajnie spodobał, a moim dzieciom jeszcze bardziej.
Opcji do malowania jest kilka: farby, długopisy, mazaki itp. Moja malarka wybrała niestety czarny gruby flamaster do tkanin
(żeby "buźka była widoczna"), dlatego jej miś ma raczej mroczne spojrzenie i niewyraźną minę.
Pewnie jakiś psycholog wyczytałby z buźki niejedno, ale ten śmieszny nosek i gęste rzęsy mają swój urok.
Jutro premiera Buźmisia młodszej córki,
bo kto ma dwoje małych dzieci, ten wie, że wszystko musi być podwójne ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę i podwójnie za komentarz ;)